Wstęp

To będzie spory wpis. Podzielę go na kilka aspektów, które w moim odczuciu należy rozpatrywać oddzielnie, chociaż całościowo jako organizacja przedsięwzięcia, wzajemnie się uzupełniają.

Nasze wesele odbyło się 9 września 2017 roku, czyli pisząc te słowa w lipcu ’19, jest to już prawie 2 lata temu. Zabierałem się do niego długo, jednak bez większej motywacji ciężko było do tego zasiąść. Obecnie jednak spora część naszych znajomych albo myśli o ślubie albo już ostro planuje, więc może znajdą w tym opisie coś dla siebie.

Czytając ten tekst, trzeba jednak pamiętać, o dwóch rzeczach:

  • Nasza organizacja przypadła na rok 2016-17 więc ceny były 20-30% niższe niż na lata 2019-20.
  • Wszystkie formalności będę opisywał z perspektywy tamtego czasu – formalności, moda i inne zwyczaje mogły się zmienić, a na szczęście nie muszę tego śledzić.
  • Na pewno nie ujmę tutaj wszystkiego, o czymś zawsze zapominam, choć będę starał się ująć jak najwięcej.

Nie przedłużając, przejdźmy do konkretów.

Przygotuj się na hajsy

Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi na myśl o weselu, to „wielka pompa”. Wszystkiego musi być w opór, a w moich rodzinnych stronach wesele na 150-200 osób nie uchodzi za duże. Razem z Kasią postawiliśmy sobie zadanie, żeby całe koszty wesela wziąć na siebie, co by rodzice nasi kochani czuli się na nim jak wyjątkowi goście, a nie zatroskani gospodarze. Toteż rozpoczynając myśl o zmianie stanu cywilnego, pierwsze pytania jakie sobie zadaliśmy, było: ile pieniędzy musimy mniej więcej zgromadzić i w imię czego wydawać na jeden wieczór kilkadziesiąt tysięcy złotych?

Na drugie pytanie odpowiedź była oczywista. Rozwinę to w innym punkcie. Pierwszy punkt natomiast rozbierzemy na czynniki pierwsze.

Rozpoczęcie planowania

Żeby oszacować rząd wielkości, najprościej wybrać jedną z potencjalnych sal, zorientować się w cenie za „talerzyk” i przemnożyć to przez ilość gości. Do tego dołożyć koszty za kapelę/DJa, fotografa/kamerzystę, garnitur/sukienkę, obrączki, alkohol, nocleg dla gości, logistykę, sprawy kościelne, prezenty dla rodziców, wystrojenie sali/kościoła i szereg innych, mniej lub bardziej fanaberyjnych wydatków. Prawda, że proste? 😉

Nie ma dolnej i górnej granicy kwoty przy wydatkach weselnych. Sztuką jest znaleźć taki balans, żeby zrobić dobrą, efektowną imprezę, ale nie wydać za to wiele więcej niż jest to potrzebne, bo i tak nikt prawdopodobnie nie zauważy różnicy. Postaram się wyszczególnić takie rzeczy z wesela naszego i z wesel, na których byliśmy.

W naszym przypadku planowanie rozpoczęło się niemalże zaraz po oświadczynach, wracaliśmy autokarem z Walencji, więc mieliśmy mnóstwo czasu, by sobie to zacząć układać. Był to styczeń 2016, 1,5 roku przed uroczystością. Myślę, że jest to idealny czas na rozpoczęcie planowania, bo z jednej strony jeszcze wszystko zdąży się przygotować, a z drugiej nie ma takiego wrażenia, że ustalamy coś na wiele lat do przodu, gdzie jeszcze wszystko może się zmienić.

Oszacujmy to

Na początku wzięliśmy plik excela i zaczęliśmy spisywać kategorie wydatków, które miały nas dotyczyć. Wyliczanie posortuję malejąco od największych wydatków.

Sala to pierwsza z rzeczy, jaką chcieliśmy ogarnąć. W naszym przypadku mieliśmy pod nosem dom weselny spełniający nasze oczekiwania, który miał dobrą kuchnię i niewygórowane ceny. Ostatecznie tam się skusiliśmy na cenę 180zł za dorosłą osobę. W cenie miejsca były standardowo ciepłe i zimne posiłki, nielimitowane napoje, ciasta, tort weselny i obsługa do ostatniego gościa. Dodatkowy szczegół to dzieci 3-9 lat, które były liczone za połowę ceny, a 0-3 lata bez opłat. Podczas planowania liczyliśmy z grubsza 200 osób x 180zł = 36 000 zł.

Kolejna rzecz do dogrania to orkiestra. Tutaj również nie mieliśmy większych wątpliwości, wybraliśmy kapelę, która grała na weselu naszych znajomych z Tarnobrzega i bardzo przypadła wszystkim do gustu. Generalnie sądzę, że jest to najlepszy sposób na znalezienie zespołu weselnego, jeśli ma się okazje chodzić na wesela. Znajomi płacili bodajże 3600 zł, u nas była to stawka 3 800 zł + 200zł za każdą rozpoczętą godzinę po 4 rano.

Ze sporych wydatków u nas kolejny na liście był alkohol. Z grubsza licząc, przy planowanych ok. 200 gościach i jednodniowym weselu licząc 0,5l na głowę, wyszło nam planowo 4 000zł za wódkę. Do tego doliczyliśmy 1 000 zł na dodatkowe alkohole. Plan: 5 000 zł.

Nieodzownym elementem wesela jest suknia ślubna. Na etapie planowania nie wiedzieliśmy jeszcze jak podejdziemy do sprawy, ale nie chcieliśmy na ubrania wydać więcej niż 3 000zł.

Następna obowiązkowa pozycja: Obrączki. Przy oglądaniu w sieciówkach oszacowaliśmy na 2 000zł.

Z fotografem mieliśmy najmniejszy problem. Bardzo spodobała nam się praca fotografa na ślubie kuzynki Kasi. Swoją drogą, miał też bardzo dobre portfolio i nie kosztował majątku. Cena: 2 000 zł.

Ciekawszym wydatkiem był też prezent dla rodziców. Z oczywistych względów chcieliśmy zorganizować dla nich takie podziękowania i dla mnie jest to nieodzowny element wesela. Bez początkowego pomysłu na jego realizację, założyliśmy z góry budżet 2 000zł.

Po weselu musieliśmy pamiętać o tzw. „szyszkach” czyli plackach dla gości podczas pożegnania. Kasi mama postanowiła nam je upiec, mieliśmy ją zaopatrzyć tylko w potrzebne materiały, które po oszacowaniu okazały się być kwotą rzędu 1 600zł.

Pozostała ważna kwestia logistyki i noclegów przybyłych gości. Dla mojej części rodziny postanowiliśmy zorganizować autobus w obydwie strony. Po rozwiązaniu problemu Komiwojażera wyszło w jedną stronę ok 125km. Koszt szacowaliśmy na ok 1 000zł. Dla przybyłych z Krakowa i reszty świata, zorganizowaliśmy nocleg w postaci domków należących do domu weselnego. Byli to głównie nasi rówieśnicy, więc nie mieliśmy w priorytecie zagwarantować im luksusów, a możliwość odpoczynku po ciężkiej imprezie. W ofercie był pokój za 100zł, liczyliśmy średnio 4 osoby w pokoju, a zapotrzebowanie na ok 60 osób. Koszt szacunkowy: 1 500zł.
Ostatnim z wydatków w tej kategorii był samochód weselny. Dla niektórych totalna fanaberia i pozerstwo, dla innych weselne „must have”. Dla nas trochę jedno trochę drugie, więc znaleźliśmy lokalnie i „po piniądzach” weselną Audi A6 za 250zł, przystrojoną i z kierowcą. Sprawdziła się idealnie.

Na kwestie związane z kościołem mieliśmy również zarezerwowane 1 500zł, co nie było wygórowaną stawką, biorąc pod uwagę wystrój kościoła, ofiarę na mszę, organistę, zapowiedzi przedślubne itp.

Sporo wahaliśmy się co do kamerzysty. Po sobie wiem, że bardzo rzadko sięgam do odtwarzania filmów z różnych imprez typu komunia czy studniówka. Całkiem przypadkowo natrafiliśmy jednak na dość taniego kamerzystę weselnego z Mielca. Miał ustaloną kwotę 1 200zł, co było dla nas argumentem, żeby go wziąć i mieć tego typu pamiątkę. Stwierdziliśmy, że mniejsza z doświadczeniem, a znajomy przekonał mnie, że zawsze lepiej mieć jakiś materiał, najwyżej pomoże mi z niego zrobić jakiś fajny, krótki film jeśli ten nie wyszedłby najlepiej.

Pozostałe planowe koszty zamykały się poniżej 1 000zł, co przy wydatkach weselnych można nazwać drobnicą. Takich rzeczy jest jednak dużo i zbierają się do pokaźnej sumki. U nas w planach ujęte w tej kategorii były tylko zaproszenia w kwocie 300zł oraz fotobudka 750zł.

Sumując te wartości wyszło nam bodajże 59 400zł za jednodniowe wesele na ok 200 osób. Czy to dużo czy mało? Ciężko powiedzieć. Teraz dopiero mogliśmy sobie uzmysłowić jak dużo potrzebujemy i ile musimy oszczędzać, żeby tę kwotę osiągnąć.

Faktyczne wydatki

Ta sekcja pokaże ile faktycznie kosztowała nas impreza. W ramach spoilera mogę tylko powiedzieć, że nie za dużo się pomyliliśmy w odniesieniu do szacunków. Pod koniec rozdziału podrzucę też linka do naszego szablonu kategorii do samodzielnego planowania swojego wesela.

  • Sala: koniec końców, wesele robiliśmy na 179 osób (w tym 163 po pełnej stawce, 8 za 50% i 8 małych bobasów bezpłatnie). Za talerzyk więc wyszło: 30 060zł. Do tego mieliśmy wiejski stół policzony dość okazyjnie za 700zł, kwiatki na salę z giełdy za 180zł, kupiliśmy w IKEI wazoniki pasujące pod salę za 50zł i zrobiliśmy koszyczki awaryjne za 90zł. W tej kategorii ujęliśmy też bramę balonową przy domu Kasi, koszt 50zł. Całość opiewa na kwotę 31 130zł.
  • Orkiestra: Do planowanych 3 800 dobraliśmy jeszcze dodatkową godzinę za 200zł. Więcej nie było sensu, bo każdy miał już dość. W tej kategorii doliczyłbym też śpiewniki weselne, ale zrobiłem i wydrukowałem je sam, więc koszty zerowe.
  • Alkohol: kupiliśmy 250 butelek STOCKa, żeby nie brakło. Cena w hurtowni opiewała na kwotę 20zł za sztukę, więc za wódkę wyszło 5 000zł. Do tego naklejki ze śmiesznymi nadrukami w liczbie 240 * 0,34 za naklejkę, z dostawą wyszło 90zł.  Przygotowaliśmy też dla gości 10l bimbru za 200zł, 100 butelek piwa (zwykłe, radlery i 0%) za 330zł, 10 butelek wina, bodajże Cote o różnej słodkości/wytrawności za 180zł, kilka butelek szampana na przywitanie gości (ta pozycja czasami jest w standardzie sali, warto dopytać na początku) za 140zł, oprócz tego dla nocujących gości przygotowaliśmy starter pack w postaci energetyka i radlera. Ta przyjemność to koszt 130+100zł. Podsumowując, za wszystkie napoje zapłaciliśmy ok 6 100zł. Czy dało się wydać mniej? Myślę, że tak… Wódki zostało nam 6 kartonów, bimbru również ponad połowę. Reszta alkoholu w większości została skonsumowana. Gdybyśmy robili imprezę dwudniowa, zaopatrzyłbym się pewnie w dodatkowe parę kartonów wódki i dodatkowe 100 piw.
  • Ubrania: W tej sekcji udało się zaoszczędzić. Przede wszystkim dlatego, że żona zdecydowała się na używaną suknię ślubną z ogłoszenia na OLX. Był to wydatek 600zł + 50zł przeróbek krawieckich. Efekt? Piorunujący. Wyglądała prześlicznie, sądzę nawet że ciężko byłoby znaleźć tak piękną i dopasowaną suknię za kilka tysięcy złotych. Do tego buty, bolerko, biżuteria, 2x fryzjer, 2x makijaż, 2x paznokcie i kosmetyczka, w sumie dodatkowe 930zł. Z mojej strony sytuacja wyglądała podobnie. Praktycznie całe ubranie zakupiłem w Lancerto, akurat nadziałem się na fajną promocję na zestaw, tak więc za garnitur, buty i 2 koszule zapłaciłem 1 300zł. Do tego pasek, mucha, mankiety i fryzjer. W tej kategorii dodaliśmy też dodatki do naszego wyglądu w postaci 2 bukietów i butonierek w kwocie 230zł. Koszt wszystkiego zamknął się więc w kwocie 3250zł.
  • Obrączki: Tutaj również pokombinowaliśmy. Dostaliśmy namiary na jubilera w Krakowie, który prywatnie wykonuje tego typu zlecenia. Wybraliśmy się do niego z projektem z Apartu, dobraliśmy rozmiar i grawer i zamówiliśmy. Koszt całości wyszedł więc sporo mniej niż zakładaliśmy – 1 450zł.
  • Fotograf: Z niego jesteśmy szczególnie zadowoleni. Wykonał kapitalną robotę w postaci pięknych zdjęć i świetnej jakości fotoksiążki. Mieliśmy tylko problem z wyborem zdjęć do niej, bo tych dobrych było po prostu za dużo, więc dokupiliśmy jeszcze dodatkowe 2 strony do owej książki. Co było jeszcze pozytywnego, z całą pracą wyrobił się on tuż przed świętami, więc mieliśmy pod choinkę bardzo ładny prezent od niego. Cena zamknęła się w 2 050zł.
  • Prezent dla rodziców: Tutaj mieliśmy nie lada problem, bo nie chcieliśmy dawać standardowych koszyczków obfitości z kawą i bombonierkami, a coś bardziej dopasowanego. Początkowo pomyśleliśmy o czymś dla relaksu i zdrowia, typu weekend w spa. Niestety ani moi ani Kasi rodzice jakoś nie przepadają za wycieczkami do hoteli, więc postanowiliśmy kupić dla nich karnety na masaż. W każdym mieście lokalnie można znaleźć firmę, która albo sprzedaje gotowe vouchery albo można się tak dogadać, żeby w ten sposób to działało. Średnia godzina masażu to ok 40 zł, chcieliśmy im kupić po 6 takich godzin, wyszło nas to 1040zł.
  • Kategoria szyszek okazała się być tańsza niż sądziliśmy początkowo (100 paczek placków po ok 16zł). Kasi mama upiekła prawie wszystkie placki, resztę ciasteczek dorzuciła moja siostra, a za produkty zapłaciliśmy 430zł. Do tego doszły pudełka i spersonalizowane naklejki zamawiane na allegro (130zł) i 5kg krówek z personalizowanym papierkiem, również z allegro. Doszedł nam również znaczny koszt związany z niedzielnym porankiem. Z racji, że w cenie noclegu byłby tylko poczęstunek śniadaniowy, a zależało nam na trochę bogatszym pożegnaniu gości, zamówiliśmy „śniadanioobiad” w cenie 20zł za osobę. Za rzeczy związane z jedzeniem ponieśliśmy koszt w sumie 1 950zł.
  • Logistyka: Niestety nie dowiedzieliśmy się ile zapłaciliśmy za autobus, bo ten koszt sprezentował mój tata, zakładamy jednak, że był to koszt ok 1000zł. Kwestia noclegów wyszła za to bardzo zawile. Jak w każdym tego typu przedsięwzięciu, podstawą jest komunikacja, ile osób na jak długo będzie potrzebowało noclegu. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy jednak ile na 100% będzie to ludzi, więc mieliśmy problem z rozlokowaniem gości. Dodatkowo, część znajomych przyjechała już w piątek wieczorem, więc wesele rozpoczęło się znacznie szybciej 😉
    Ostatecznie na noclegu trochę stargowaliśmy cenę i za dostęp do domków przez 2 noce dla ok. 60 osób zapłaciliśmy 1 620zł.
    Samochód weselny był zgodnie z planem, ustrojony i odpowiednio przygotowany. Koszt 250zł. Łącznie koszty logistyczne wyszły 2 850zł.
  • Pisząc o wydatkach związanych z kościołem, mam na myśli szereg drobnych wydatków związanych z kwestiami formalno-urzędowymi i obsługą imprezy podczas ceremonii ślubu. U nas była to kwota 1 170zł, na którą składały się: kurs przedmałżeński, obrazek w ramce, ofiara dla księdza, dla organisty, dla zakrystianki na wystrój, zakup kwiatów, zapowiedzi w mojej parafii i formalności w urzędzie stanu cywilnego. Podchodząc tradycyjnie do tematu, te wydatki również są nie do pominięcia.
  • Kamerzysta także wyszedł zgodnie z planem. Jak na tyle materiału (początkowo było to 3h filmu, finalnie skróciliśmy do 2 godzin), miał sporo pracy, więc sądzę że wydaliśmy bardzo mało. W cenie był też skrót z wesela, bardzo zabawnie zrobiony – w cenie 1 200zł byliśmy super zadowoleni.
  • Fotobudka: Bardzo nam zależało na tego typu atrakcji. Po nieprzyjemnych perypetiach z jedną firmą wynajmującą foto-budki (szczegóły w następnym punkcie), myśleliśmy już że z tego zrezygnujemy. Szczęśliwym trafem, nasz kamerzysta też ma tego typu atrakcję i akurat na ten wieczór mieli wolną jedną z maszyn. Koszt wyniósł 800zł.
  • Z pozostałych kosztów zostały już tylko zaproszenia: zamówiliśmy najtańsze zaproszenia z górnej półki jakościowej, z możliwością personalizacji. W komplecie z kopertami. Koszt: 120zł z przesyłką. Dodatkowo, winietki postanowiliśmy wydrukować sami, w tym celu nabyliśmy bodajże 20 szt twardego papieru zdobionego za 30zł. Było z tym trochę pracy, ale udało się sporo zaoszczędzić, podobnie jak ze śpiewnikami. Koszt tej papierowej kategorii zamknął się w 150zł.

Łącznie, całe wesele zorganizowaliśmy za ok 57 100zł. Włożyliśmy w to sporo pracy, a co tylko mogliśmy, to wykonaliśmy sami. Myślę jednak, że efekt był bardzo dobry, goście bawili się do białego rana, a o to w tym wszystkim chodziło 😉

Załączam obiecany link, można go zapisać lokalnie i swobodnie modyfikować:

Link do arkusza google z szablonem i notatkami

Zostawiłem tam garść linków i przemyśleń, rzecz jasna pewnie już nieaktualnych, chaotycznych i niepotrzebnych, ale lepiej mieć i skasować niż nie mieć w ogóle.

Kruczki i przekręty

Jak w każdej branży, tak i w tematyce weselnej zdarzają się naciągacze i hochsztaplerzy. Tym bardziej, że jako osoby planujące wesele robimy to najprawdopodobniej pierwszy raz i wielu rzeczy zwyczajnie nie wiemy. Pomijam już ceny kwiatów, fryzjerów i makijaży, które tylko przez fakt bycia weselnym potrafią być kilka razy droższe. Jeśli znamy cennik i się na niego godzimy to nasza sprawa. Gorzej, gdy podpisując umowę np. za salę, wplątujemy się w dodatkowe koszty, których nie jesteśmy od razu świadomi. Klasycznym tego przykładem jest tzw. „korkowe”, czyli opłata liczona przez salę za serwowanie własnego alkoholu, liczona np. 5 zł od butelki. U nas na szczęście nie było takiego przypadku.

Generalną zasadą przy analizowaniu ofert sal jest wylistowanie co zawiera w sobie opłata za osobę, tzw „talerzyk”. W cenie może być ciasto na stoły, ciasto dla gości, tort, stół wiejski, nielimitowane napoje bezalkoholowe, dodatkowe posiłki nad ranem, śniadanie, wystrój sali i wiele innych elementów, które i tak musimy ogarnąć. Warto brać te składowe podczas porównywania ofert, bo czasem może się okazać sprawdzone prawidło, że droższe jest jednak tańsze. Sale zazwyczaj nie są zbyt skłonne negocjować cen, bo póki co popyt na wesela jest wystarczająco duży.

Bardzo niejasną opłatą jest tzw. „zaiks” czyli opłata za możliwość odtwarzania znanych utworów pewnemu stowarzyszeniu twórców i autorów. Z jednej strony chciałoby się być uczciwym i opłacić wszystko co trzeba, bo raczej jest mała szansa kontroli tegoż stowarzyszenia, z drugiej jednak obowiązek ten budzi sporo kontrowersji. Podczas rozmowy z naszą orkiestrą poinformowano nas, że oni nie odtwarzają żadnych utworów, a wykonują swoje interpretacje tychże piosenek, więc nie podlega to opłacie. Mnie to przekonało, więc nie ponosiliśmy opłaty z tego tytułu, na co również uczulam czytających.

Wartą wspomnienia może być nasza historia z foto-budką. Otóż bardzo chcieliśmy mieć tego typu atrakcję, więc już około rok od wydarzenia mieliśmy wybraną ofertę. Standardowa umowa wydrukowana, podpisana i wysłana na maila, zaliczka 300zł wpłacona i czekamy do wesela. Tymczasem 2 miesiące przed weselem otrzymaliśmy lakonicznego maila od firmy prowadzącej foto-budkę, że zamykają działalność i by wysłać numer konta do zwrotu zaliczki. 2 miesiące przed weselem. Nawet nie padło słowo „przepraszam” w mailu. Szybko wróciliśmy wtedy do umowy, by sprawdzić, czy nie przysługuje nam jakaś rekompensata z tego powodu. Okazało się, że umowa była tak skonstruowana, że nie za bardzo można by było cokolwiek zrobić nawet gdyby odmówiono nam dzień przed weselem. Warto więc czytać umowę i proponować swoje poprawki w spornych kwestiach. Dobrym pomysłem jest też rozważenie zadatku zamiast zaliczki. Wprawdzie w razie naszego rozmyślenia się jest on bezzwrotny, ale gdy nie dojdzie do wykonania usługi z winy usługodawcy, to musi on zwrócić dwukrotność zadatku. Prawda jest jednak taka, że gdyby to była sprawa np. orkiestry, to pieniądze przestawałyby mieć znaczenie, gdy na szali rzucamy powodzenie organizacji imprezy.

W tym rozdziale warto jeszcze wspomnieć o jednym niebezpieczeństwie. Nie da się ukryć, że w krótkim momencie stajemy się posiadaczami sporej gotówki, która prawdopodobnie będzie gdzieś musiała przeczekać do następnego dnia. Warto wcześniej o tym pomyśleć i przede wszystkim nie afiszować się z tym. Złym pomysłem będzie więc włożenie pudła z kopertami do samochodu, odwiezienie do niepilnowanego domu kilka kilometrów od sali albo wrzucenie do niezamykanej kanciapy w sali, która mogłaby być łatwo dostępna dla mniej życzliwego gościa.

Uciekający czas a ogrom załatwień

Myślę, że nie odkryję ameryki, gdy powiem, że im bliżej wesela tym szybciej ucieka czas i tym więcej wydaje się niedomkniętych tematów. Z tego powodu wszystkie formalności, które można wykonać wcześniej, staraliśmy się wykonać i mieć z głowy. Poniżej zaprezentuję swoje przemyślenia dotyczące załatwień większości rzeczy.

Sala i Orkiestra

Pierwsze i nieodłączne załatwienia, które w niektórych rejonach Polski trzeba wykonać 2-3 lata przed weselem, gdy któreś z Młodych uprze się na najbardziej obleganą salę lub orkiestrę. W przypadku, gdy sala i orkiestra są wyszukane, dość karkołomnym jest zgrać jakiś atrakcyjny, sobotni termin.

W naszym przypadku organizacją powyższych zajęliśmy się nieco ponad 1,5 roku przed weselem i fartownie zarówno nasza wcześniej upatrzona orkiestra jak i sala miały wolne 9.9.2017, więc szybko je zarezerwowaliśmy.

Zaproszenia

Jest to jedna z najdłuższych czynności. Z punktu widzenia organizacji, często najbardziej karkołomna – wszystko zależy jak duże mamy wesele i jak rozsianą po świecie rodzinę. Pomijam tutaj oczywiście zasadność zapraszania dalekiej rodziny, której nie widziało się parę dobrych lat.

W naszym przypadku trzeba się więc było uzbroić w dużą ilość wolnych weekendów i sporo paliwa w samochodzie. Jednak przy odpowiednim podejściu może to być też bardzo miły element organizacyjny. Osobiście zaproszenia gości wspominam bardzo miło. Nie było domu, w którym spędziliśmy krócej niż pół godziny, a gdzieniegdzie nawet wiązało się to z zakrapianym poczęstunkiem.

Jeśli chodzi o ramy czasowe, to zaproszenia zaczęliśmy kolportować w okolicach maja (>4 miesiące przed uroczystością). Słyszeliśmy głosy, że to bardzo szybko, ale z drugiej strony była dobra okazja na odwiedziny rodziny przez długi weekend majowy. Sam też gdy spodziewam się zaproszenia weselnego, wolę otrzymać go raczej szybciej niż później.

W kwestii samego zaproszenia również mam pewną uwagę. Zaproszenia są różne, jedne przekazują patos nadchodzącego wydarzenia, inne mają bardziej jajcarski charakter, ale prócz informacji, że wolimy alkohol zamiast kwiatów i danych na temat czasu i miejsca, warto też umieścić dodatkowe info. W większości przypadków standardem stała się prośba o potwierdzenie do pewnej daty i kontakt do Młodych, ale mało kto zamieszcza informacje o transporcie, które czasem są kluczowe do podjęcia decyzji w jaki sposób dostać się na wydarzenie. Dla mojej rodziny zaproponowaliśmy autobus z informacją, że powrót z imprezy w okolicy 4 rano. Jeśli ktoś więc chciał wrócić szybciej lub później, to albo nastawiał się na inny transport albo miał zorganizowany nocleg. Warto więc dorzucić sprawy logistyczne do zaproszenia, a jeśli dotyczą one tylko części gości, można je dołożyć osobno, jako dodatkowa wkładka, w tym samym stylu co zaproszenie.

W tym temacie jeszcze garść statystyk. W większości przypadków przyjmuje się, że ok 20-30% osób odmawia przyjścia. W naszym przypadku było podobnie, z ok. 230 osób na zaproszeniach liczba ta stopniała do 180 osób.

Załatwienia kościelne

Tego rodzaju formalności było sporo. Zaczęliśmy od zrobienia nauk przedmałżeńskich. Z czystym sumieniem mogę z tego miejsca polecić kurs u Dominikanów w Krakowie, który rok rocznie cieszy się niesłabnącą popularnością zarówno w wariancie weekendowym (nieraz po paru minutach od rozpoczęcia zapisów brakuje już miejsca) jak i w tym wieczornym (4 wieczory po 2h spotkania). Z tego co kojarzę, kurs nie ma terminu ważności, więc także nie warto odwlekać tego na ostatnią chwilę.

Po naukach zostaje się wysłanym do poradni małżeńskiej. Tutaj warto lepiej się przygotować mentalnie, bo niektóre poradnie mają bardzo osobliwe podejście. Dla nas najbliżej wówczas było do poradni „na miasteczku” AGH. Plusem i jednocześnie minusem było, że nie obowiązywały tam zapisy, można było po prostu przyjść i jeśli akurat nie było zbyt wielu par, to można było być przyjętym. W okresie jesienno-zimowym nie ma z tym większego problemu. Warto przed taką poradnią pogadać z drugą połówką na tematy około rodzinne, czyli nasza wizja na ilość dzieci w przyszłości, pora na zakładanie rodziny itp. Niezręcznie byłoby się o to pokłócić w poradni. Szczerze powiedziawszy, z perspektywy czasu nie za bardzo wiem, co ta poradnia miała na celu. Być może odfiltrowanie par, które mają kompletnie inne spojrzenie na życie. Dla mnie była to chaotyczna rozmowa na przeróżne tematy od pytań „Kim jest dla Was Bóg?” do tego, jakie planujemy wesele… Cóż, jest to tylko parę spotkań, a nóż znajdzie się ktoś, kogo zainspiruje jakiś temat?

Po zebraniu odpowiedniej ilości pieczątek, okazało się, że w diecezji tarnowskiej jest jeszcze zwyczaj uczestnictwa w „dniach skupienia”, czyli mszy i konferencji poświęconej zagadnieniom małżeńskim. Niezbyt dobrze pamiętam to wydarzenie, pamiętam tylko że była to zimna, wiosenna niedziela w jednym z kościołów w Mielcu.

Aby móc dalej procesować ślub kościelny, niezbędne było dostarczenie zaświadczenia z mojej parafii do parafii Kasi o mojej przynależności do parafii i „odpowiednich kwalifikacjach” czyli odbyciu bierzmowania.

Kolejne ze spotkań w parafii Kasi to dość długi wywiad i spisanie protokołu o naszych sytuacjach zdrowotnych, braku zatajenia różnych sekretów itp. Po nich można było zamawiać w obu parafiach zapowiedzi przedślubne i doprecyzować z księdzem szczegóły odnośnie wyboru czytania, świadków, oprawy i innych mniej ważnych szczegółów. Dobrze jest też szybciej zarezerwować termin ślubu – w naszym przypadku mieliśmy już zajęty termin na 14:00 i musieliśmy zorganizować go o godzinę szybciej.

Warto skonsultować się z osobą odpowiedzialną za wystrój kościoła (bardzo często jedna z sióstr zakonnych albo kościelny), czy jest możliwość wykonania własnego wystroju, wystrzelenia konfetti przed kościołem, podjechania limuzyną pod sam kościół itp.

W naszym przypadku mieliśmy jeszcze parę życzeń do organistki, więc wybraliśmy się do niej kilkukrotnie w sprawie wyboru pieśni podczas wesela.

Najlepiej nie odwlekać też spowiedzi na ostatni wieczór, bo można sobie o tym zapomnieć, a na pewno będzie wtedy sporo innych rzeczy do ogarnięcia.

Formalności urzędowe

Urząd Stanu Cywilnego to jednorazowa wizyta, którą można załatwić w miarę sprawnie. Dokument jest ważny bodajże 6 miesięcy, więc również można to zorganizować z wyprzedzeniem. Trzeba pamiętać tylko o jednej rzeczy, przynajmniej w Krakowie: Jeśli urząd jest czynny do 15:20 to oczywiście o 14:50 przestaje wydawać bloczki z numerkiem w kolejce, więc o 14:55 próżno przychodzić, choćby w urzędzie były pustki. Taką sytuację mieliśmy my i dopiero za drugim razem udało nam się stosowny dokument otrzymać. Pan wydający go był jednak bardzo miły i pomimo tego, że spędziliśmy w tym urzędzie dłuższą chwilę, to minęła w przyjaznej atmosferze.

Fotograf, kamerzysta? a komu to potrzebne?

Każdy pewnie ma swoje wyrobione zdanie na ten temat. Dla jednych wydanie kilku tysięcy złotych za kilkanaście minut wideo jest dużym nadużyciem, inny chętnie tyle da za pamiątkę na całe życie… Trudno polemizować z każdą z tych filozofii, mogę tylko przekazać kilka przemyśleń na ten temat.

Wybór naszego fotografa to był strzał w dziesiątkę. Facet zrobił kawał dobrej roboty, a biorąc pod uwagę ceny, był naprawdę przystępny. Do tego w cenie była foto-książka, która wyszła wręcz genialnie. Warto też dogadać się wcześniej odnośnie sesji ślubnej. Nie każdy fotograf jest chętny lub ma możliwość pojechać w nasze wypatrzone wcześniej miejsce, nie każdy też zna takie miejsca lokalnie gdy sami nie mamy na nie pomysłu. W naszym przypadku mieliśmy do dyspozycji jedynie popołudnia, przy odrobinie szczęścia udało się jednak wykonać piękny materiał w Rezerwacie „Prządki”.

Kamerzystę wzięliśmy szczerze powiedziawszy jako jednego z najtańszych z ogłoszenia w okolicach Mielca. W moim odczuciu był wart swojej ceny. Żadne kręcenia z ręki telefonem kuzynki podczas pierwszego tańca czy nagrywanie przysięgi z odległości 30m nie da takiego efektu jak profesjonalna kamera. I chociaż film wyszedł dość długi i pewnie w najbliższych latach do niego nie zajrzę, to wydaje mi się, że będzie to świetna pamiątka za kilka lat.

Oczywiście rynek się rozwija, usługi drożeją, dochodzą nowe sprzęty, drony, go-pro, efekty specjalne, gimbale i inne wynalazki i można w końcu zapytać czy nie jest to przerost formy, ale ja na szczęście mam to już za sobą.

Suknia jednorazowego użytku

Ubiór Młodych, pomimo, że dla mnie para młoda zawsze wygląda podobnie, pochłania zawsze sporo czasu i pieniędzy w sklepach z tego typu ubraniami.

Z facetem w tej materii nie ma większego problemu. Kupuje garnitur, który będzie mu służył jeszcze przez długie lata. Możliwe, że w tym samym garniturze go pochowają, więc warto kupić porządny. Do zakupu mojego przymierzaliśmy się 2 lub 3 razy, w końcu któregoś pięknego czerwcowego popołudnia kupiliśmy w Futurze cały komplet w pierwszym sklepie z garniturami, który odwiedziliśmy (gwoli ścisłości, obeszliśmy wszystkie sklepy, ale wróciliśmy do pierwszego po 3h chodzenia). Z perspektywy czasu był to świetny zakup. Garnitur używam na wszystkie ważniejsze uroczystości i sprawuje się doskonale.

Suknia ślubna wywołuje o wiele więcej kontrowersji z uwagi na swoje jednorazowe przeznaczenie. Niestety w większości przypadków po weselu i sesji ślubnej, suknia staje się bardziej przeszkadzającym gabarytem niż drogą kreacją. Uważam, że wypożyczenie albo zakup używanej sukni jest tu świetnym pomysłem nie tylko ze względów ekonomicznych, ale także dzięki dodaniu drugiego życia pięknej, z założenia jednorazowej sukni.

Rozmieszczenie gości i atrakcji

Ten temat też pochłania zawsze sporo energii. Powiedzmy sobie szczerze, że brak odpowiedniego rozmieszczenia gości to proszenie się o kłopoty z kilku powodów:

  • Ludzie przy wyborze miejsc nie patrzą na kolejność. Może okazać się, że na końcu stołu zostanie 1 miejsce, którego nikt nie wykorzysta, a Młody nie będzie miał możliwości tego kontrolować.
  • Grupki znajomych mogą zostać rozdzielone, jeśli odpowiednio wcześniej nie upolują sobie miejsca. Nie ma nic gorszego niż siedzieć cały wieczór w towarzystwie, które lekko mówiąc do nas nie pasuje.
  • Nie panujemy nad rozłożeniem strategicznym. Część gości chcielibyśmy trzymać bliżej nas, bo się bardziej z nimi lubimy, a część np. dalej od sali tanecznej, bo np. i tak nie tańczą i będzie im to bardziej przeszkadzać.

Pewnie nigdy nie dogodzimy wszystkim, ale lepiej kontrolować tę kwestię, ewentualnie skonsultować z kilkoma osobami (np. w rodzinie czy ktoś nie jest z kimś skłócony) i nanieść poprawki niż poddać temat losowi. Dodatkowo, goście czują się bardziej docenieni, jeśli ktoś przygotował im imienne miejsca, szczególnie w dobrym towarzystwie.

Inna rzecz, to rozmieszczenie atrakcji – szwedzki stół, foto-budka, fontanna z czekolady czy inne wynalazki też muszą tak znaleźć swoje miejsce, aby dało się z nich korzystać i była potrzebna infrastruktura (np. gniazdko elektryczne). Warto więc wcześniej wykonać plany z obsługą lokalu czy np. wcześniej wspomniana foto-budka wejdzie w nasze zaplanowane miejsce i czy będzie ją gdzie podłączyć. Dodatkowo miejsce musi być tak wybrane, żeby z jednej strony każdy mógł do niego bez problemu trafić, a z drgiej – by atrakcja nie przeszkadzała mniej zainteresowanym gościom w zabawie tanecznej.

Porady i przemyślenia

Do spraw organizacyjnych dorzucę jeszcze kilka chaotycznie przygotowanych przemyśleń, które mogą się przydać podczas organizacji wesela:

  • Na każdym weselu istnieje potrzeba podania ostateczną liczbę gości co najmniej tydzień przed imprezą. Po tym czasie zazwyczaj i tak zapłacimy za nieobecnych gości. Ciekawostką jest, że na wszystkich weselach, na których byliśmy, była sytuacja że jakaś para odmówiła w ostatnim tygodniu. Często oczywiście są to przyczyny losowe, niestety dość kosztowne. W drugą stronę jednak, dodanie 2 nadprogramowych osób do imprezy organizatorom przychodzi dużo łatwiej, bo niewielkim nakładem otrzymują niemałe pieniądze za osobę. I teraz #sekretykuznara #cebuladeal: Podczas ostatecznej listy gości można zaniżyć ostateczną listę gości o jakieś 2 osoby i liczyć, że w ciągu ostatniego tygodnia przy większym weselu jakieś osoby i tak odmówią przyjścia, a jeśli wszyscy nadal się będą zapowiadać, to można koło czwartku zadzwonić do sali i powiedzieć, że będziemy mieć 2 dodatkowych gości i proszę przygotować dodatkowe nakrycia – w ten sposób nic nie tracąc, można w niektórych przypadkach zaoszczędzić parę stów.
  • Koszyczek awaryjny – wg mnie MUST HAVE w każdej weselnej toalecie. Jest to koszyk w którym umieszcza się najpotrzebniejsze przedmioty, które mogą uratować sytuację gościom podczas długiego wesela. W takim koszyczku może znaleźć się igła z kilkoma kolorami nici, antyperspirant, chusteczki, gumy do żucia, plaster, tabletki na różne dolegliwości, agrafki i tym podobne przedmioty. W kobiecym odpowiedniku oczywiście kilka innych kobiecych drobiazgów…
  • Podczas organizacji wesela możemy stanąć przed wyborem zaserwowania piwa w postaci kega albo butelek. U nas początkowo odradzano nam butelki, co by się nie walały po stołach, a keg miał stanąć na balkonie i tam miałoby być serwowane piwo. Ostatecznie jednak myślę że butelki były dobrym pomysłem. Przede wszystkim, niewiele tego poszło, więc reszta butelek mogła być skonsumowana później. Dodatkowo, butelki były na bieżąco sprzątane przez obsługę lokalu, więc również nie było problemu. Uniknęliśmy też „problemów” związanych z transportem i opróżnianiem niepustego kega.
  • Koszulki/etykiety na alkohole – Osobiście bardzo lubię tego typu drobiazgi, czasem ktoś się też uśmiechnie jeśli etykiety trafią w jego poczucie humoru. W naszym przypadku nie przypuszczałem jednak, że zwykłe naklejki na wódkę zrobią taką furrorę! Niektórzy goście próbowali doliczyć się ile było wszystkich rodzajów naklejek, a było ich naprawdę sporo 😉 Plusem jest to, że ten towar jest ogólnie dostępny na allegro. Ważne tylko, żeby wybrać rozmiar pasujący do naszych butelek.. Ja też dodatkowo dodałem sobie pracy ściągając oryginalne etykiety ze „STOCKów”, ale dzięki temu naklejki wyglądały lepiej. W czwartek przed weselem, dysponując kilkoma wolnymi godzinami, zrobiłem też kilka własnych naklejek na bimberek. Te z kolei były wydrukowane na własnej drukarce, więc obeszło się bez dodatkowych kosztów.
  • Dywersyfikacja płatników – dobry protip dla tych, którym zdarza się często zapominać o różnych drobiazgach. Bardzo często opłaty za usługi związane z weselem ponosimy bezpośrednio po ich wykonaniu. Tak więc po każdym etapie wesela trzeba by było pamiętać o gotówce dla organisty, samochodu weselnego, fotobudek, animatorów i innych atrakcji. Dobrze jest więc zdywersyfikować ten obowiązek np. na rodzeństwo/rodziców i zostawić im wcześniej kwotę na pokrycie niektórych opłat.
  • Śpiewnik weselny – Nie wyobrażam sobie wesela bez biesiadnych przyśpiewek. Jest to jedna z moich ulubionych atrakcji. Dobrze więc mieć tekst pod ręką, co by móc śpiewać nie tylko refreny. W necie oczywiście jest wiele projektów gotowych śpiewników, ale nie byłbym sobą gdybym nie wykonał swojego. Zwłaszcza, że zawsze można dodać kilka dodatkowych piosenek, często kojarzących się pozytywnie większej grupie osób. Ja w wielu piosenkach miałem pozmieniane słowa albo całe wyrazy, żeby śpiewnik był bardziej spersonalizowany. Wyszło 44 piosenki, dość gruba książeczka. W sumie wydrukowałem ok. 20 takich śpiewników, formatu A5, drukowanych dwustronnie i zszytych zszywaczem. Sprawdziło się świetnie, szczególnie nad ranem, gdy orkiestra przestała już grać. Śpiewnik w formie dokumentu do pobrania tutaj: Spiewnik_v1.1
  • Prezenciki dla gości – miły drobiazg do zabrania do domu. W swoim życiu byłem na wielu weselach i w sumie tylko na jednym czy dwóch nie było rozdawanych prezentów na pożegnanie. Zazwyczaj jest to tzw. „szyszka” czyli koszyczek z ciastami, czasem weselna wódka, a czasem buteleczka alkoholu z grawerem – wszystko zależy od regionu Polski i pomysłu młodych, ale zawsze spotyka się to z miłym odbiorem gości. Warto zainwestować w te prezenty, niech goście na odchodne dostaną coś dla siebie. W naszym przypadku, obok winietek czekała na każdego gościa „krówka” z naszymi imionami, a na zakończenie każda para dostała ciasto.
    Z pożegnaniem gości też wiąże się pewne wyzwanie logistyczne, szczególnie gdy mamy zamówiony autobus powrotny dla większej ilości osób albo cały stolik babć nagle w jednym momencie stwierdzi powrót do domu. Niestety cały czas trzeba mieć to z tyłu głowy i mimo, że po oczepinach dość często kręciliśmy piruety na parkiecie, to kątem oka ciągle starałem się wypatrywać czy ktoś się nie zbiera do wyjścia. Dobrym pomysłem jest pożyczenie z kuchni wózka, załadowanie na niego kilku(nastu) paczek z ciastem i postawienie przy wyjściu. Oczywiście już pod koniec, żeby leżało kilka godzin bez lodówki 🙂
  • Sztama z kuchnią – my mieliśmy w tym względzie ułatwione zadanie, bo teść dobrze znał się z kucharkami, przez co mieliśmy na wstępie przełamane lody. Co więcej, dzień wcześniej, kiedy skończyliśmy ćwiczyć pierwszy taniec i poszliśmy zagadać do pracujących do późna kobiet, okazało się, że to równe babki i można było strzelić parę baniaków na dobry sen… Do sedna… Podczas wesela ciągle trzeba coś przekładać. W pewnym momencie kuchnia była już gotowa do wynoszenia dań, ale orkiestra dopiero niedawno zaczęła „seta”, więc nie chciała tak szybko kończyć, z kolei kamerzysta zwrócił uwagę, że właśnie jest ostatni dzwonek na kręcenie materiału na zewnątrz, bo za chwilę światło będzie nieodpowiednie… Nieraz trzeba było wydawanie posiłków przesuwać kilka razy, co oczywiście wiązało się z dodatkową pracą pań, które nie dość, że podeszły z wyrozumiałością do tematu, to jeszcze pomagały w spontanicznej organizacji, np. stolika na kółkach do wydawania ciast wychodzącym gościom. Może niewiele, ale dla mnie takie detale robią znaczenie.
  • Rozpiska menu na stole – Generalnie jest to dobry pomysł. Drobny i tani gadżet, który dodatkowo jest elementem ozdobnym. Pewnie bardziej uważny czytelnik mógłby zauważyć, że terminowość posiłków wyklucza się z poprzednim punktem. Śpieszę więc wyjaśnić, jak taka drobnostka może ulepszyć wesele. Generalnie mało jest gości, którzy 100% wesela spędzają na sali. Zakrapiane wieczory piszą różne ciekawe scenariusze, ale w klasycznym  przypadku goście potrzebują czasem dłuższego spaceru po okolicy, czasem prysznica w pokoju hotelowym, czasem odwieźć samochód, bo szwagier jednak namówił… Harmonogram wydawania posiłków głównych na weselu, nawet jeśli ma jakieś drobne poślizgi czasowe, pomaga uniknąć sytuacji, gdy gość czekał na ciepłe danie, ale zwyczajnie akurat nie było go w sali. Innym klasycznym przypadkiem jest pokusa, by spróbować wszystkich słodkich lub mięsnych wiktuałów przygotowanych na stołach – minimalizujemy więc w tym przypadku szansę zmieszania tortu weselnego z domowymi pierogami i kabanosem.
  • Poczęstunek do autobusu – Drobiazg, który sprawdzi się przy dłuższych, wyjazdowych weselach. W naszym przypadku niektórzy goście spędzili w autobusie w jedną stronę ponad 2h, a przygotowane dla nich ciastka i spora ilość „napojów” sprawiła, że droga zleciała im szybciej 😉
  • Animator – Gdy bawią się dorośli, dobrze by bawiły się też dzieci. Byłem na kilku weselach z animatorami, część z nich robiła takie show, że nawet dorośli się bawili. Dobra sprawa, gdy dzieci na weselu spodziewamy się wielu, jak dla mnie byłaby to liczba 10-15 pociech. U nas młodocianych było zdecydowanie mniej, przez co nie braliśmy tej atrakcji pod uwagę – ale rzucam pod rozwagę, przy większej gromadzie dzieciaków – zdecydowanie warto.
  • Goście przyjezdni – Często zdarza się, że zapraszamy na wesele znajomych z różnych części świata. Jeśli więc nie załatwiamy im transportu do domu, przyjęło się, że załatwiamy im nocleg w pobliskim hotelu czy domkach, co by przespali się nieco po długiej zabawie. Warto jednak zastanowić się, czy goście owi nie potrzebowaliby noclegu dzień wcześniej… Jazda na wesele kilkaset kilometrów w upalny dzień, gdy w perspektywie najbliższych kilkunastu godzin czeka ciężka zabawa, z pewnością nie jest najciekawszą perspektywą, dlatego czasem warto zaproponować gościom nocleg dnia poprzedniego. Paradoksalnie, wcale nie jest powiedziane, że wiązałoby się to z dodatkowymi kosztami. Goście często są w stanie przyjechać dzień wcześniej pozwiedzać okolicę, odpocząć nieco, zapłacić sobie za dodatkowy nocleg i następnego dnia na spokojnie zebrać się na uroczystość. Warto czasem taką opcję po prostu zaproponować.
    Co więcej, z tego co słyszałem, z bardzo ciepłym odbiorem spotkały się na naszym weselu wspomniane wcześniej „starter packi” czyli zimne napoje zostawione do dyspozycji gości w pokojach. W porównaniu z kosztami, efekt w postaci poprawy nastroju zmęczonych biesiadników jest jak najbardziej opłacalny, więc warto w to zainwestować.
  • Dysponuj taśmą – w ostatnie odwiedziny sali, zawsze znajdzie się jeszcze jakąś niedoskonałość… A to znajdzie się literówkę w rozpisce gości, a to znowu dekoracja się odkleja… Trzeba mieć więc w pogotowiu jakiś zapas narzędzi, a w domu sprawną drukarkę… W przeciwnym wypadku, żeby nie ześwirować, trzeba uzmysłowić sobie, że większość niedociągnięć, które znajdziemy, będziemy widzieć tylko my, a większa część gości (przynajmniej ta męska) wszelkie uchybienia albo zignoruje albo stwierdzi, że tak miało być.

Wesele!!!

Nadszedł TEN długo wyczekiwany dzień. Słońce już od wczesnych godzin porannych budziło bezlitośnie wszystkich śpiochów. Dla mnie więc nie była to mocno przespana noc. Z jednej strony, do późnych godzin nocnych lokowałem i „witałem” gości, z drugiej strony, czekało na mnie jeszcze wiele obowiązków. Z racji, że spałem w domku obok sali weselnej, miałem listę zadań do zrobienia z samego rana – podlać kwiatki na stoliku młodych, posprawdzać winiety, porozkładać cukierki przy każdym siedzeniu…Było kilka drobnostek, które trzeba było załatwić – przy każdym weselu będą to inne drobiazgi, ale takowe zawsze się pojawiają.

Wpadki i niedociągnięcia

Mimo, że cały ślub jak i wesele wyszły znakomicie i ciągle miło wspominamy tę imprezę, to było też kilka drobnych punktów, które lekko mówiąc, można było zrobić lepiej. Postaram się wymienić chronologicznie kilka z nich.

Ceremonia zaślubin

 Tu dużo mogło pójść nie po mojej myśli z powodu, że zaplanowaliśmy wypowiedzenie przysięgi z głowy. Kilka prostych zdań, a jednak przez pół mszy powtarzałem sobie tę przysięgę, co by nie przywalić z tekstem „…biorę sobie Ciebie Katarzyno za męża…”. Ostatecznie wyszło super, chociaż co bardziej złośliwa osoba mogła powiedzieć, że mówiłem to tak wolno, że nie było różnicy jak bym powtarzał za księdzem. Oczywiście żeby nie było za pięknie, pomyliłem w tym całym stresie palce żony i na siłę wepchałem jej obrączkę na palec wskazujący. Polecam przećwiczyć ten krótki proces 😉

Pierwszy taniec

 Tutaj 2 oddzielne tematy przychodzą mi na myśl. Pierwsza sprawa to piosenka. Wybraliśmy sobie utwór, orkiestra zażyczyła sobie, żeby mieć go na pendrive i z niego puszczą naszą melodię. Drugi raz bym tego błędu nie powtórzył. Pendrive z piosenką to ostatnia rzecz, o której myślałem podczas zbierania się z rana, więc oczywiście nie wziąłem go ze sobą, mimo, że był przygotowany w portfelu. Ostatecznie, szybciej było zgrać piosenkę od nowa z laptopa, który miałem przygotowany w sali na rezerwowego pendrive i dostarczyć orkiestrze. Wszystko odbyło się podczas obiadu gości, więc nie była to zauważalna wpadka, ale co się ostresowałem, to moje. Najprościej było dać im plik/pendrive sporo wcześniej i mieć tę rzecz z głowy.
Drugim z tematów, który bym doradzał to wybranie takiego tańca, w którym czujemy się swobodnie. My przez pół roku chodziliśmy do szkoły tańca na zajęcia, poznawaliśmy coraz to nowsze figury i układy, potem skrzętnie implementowaliśmy je pod swój wymarzony taniec… Może i wyszło technicznie ok i cieszyliśmy się, że nie pominęliśmy żadnego elementu, ale przez stres, ciągłe odtwarzanie skrupulatnie wyliczonych kroków i ten brak luzu, wg mnie cały taniec wyszedł bardzo sztucznie. Gdybym miał to powtórzyć, zatańczylibyśmy na spontanie 2 na 1 z kilkoma szybszymi obrotami i z uśmiechem na twarzach – myślę, że wyszłoby o wiele ładniej.

Ulokowani goście

Ta kwestia niestety nie zależała w 100% ode mnie i dużo mogło pójść nie po naszej myśli. Do rzeczy… Z racji, że nocujących gości było kilkadziesiąt, wynajęliśmy wszystkie dostępne domki. Większa część znajdowała się tuż przy domu weselnym, ale jeden większy domek, w którym było ulokowanych ok 20 osób, wymagał kilkuminutowego spaceru. Dodatkowo, do sobotniego poranka był on zajęty, więc całą rozpiskę z rozlokowaniem gości przekazaliśmy właścicielce domku, która miała porozwieszać na drzwiach pokoi odpowiednie nazwiska nocujących osób. 
Skończyło się na totalnym misz-maszu, czyli z rana okazywało się, że ktoś spał sam w czteroosobowym pokoju, a w innym oczywiście był spory ścisk. Całe szczęście, że byli to nasi dobrzy znajomi, w większości znali się też ze sobą, więc nie były to dla nich straszne przeżycia, ale również – można to było zrobić w bardziej uporządkowany sposób.

Podziękowania dla rodziców

To była zabawna wpadka… Gdzieś w okolicach 22:30 zaczęliśmy przygortowania do podziękowań, zaplanowane na max 30 minut. W ramach tego przygotowaliśmy 10-cio minutowy filmik, kilkuminutową migawkę z naszej znajomości, wręczenie prezentów, może jakiś krótki wspólny taniec i właściwie można było wracać do zabawy… Pominę już fakt, że miałem drobne problemy techniczne przy podłączaniu rzutnika, bo akurat wtedy jakieś aktualizacje zablokowały konfigurację ekranów… Na szczęście robiliśmy to dość dyskretnie i nie przeszkadzaliśmy sali się bawić podczas przygotowań. Ostatecznie, z drobnym opóźnieniem, wszystko podłączyliśmy, rzutnik i ekran gotowy, orkiestra skończyła seta, woła rodziców i… okazało się, że Kasi tato pojechał do domu na chwilkę coś załatwić. Patowa sytuacja, wszyscy goście usiedli, ja dostałem mikrofon i czekam na przybycie teścia. Oczywiście nie odesłałbym gości do stołu, żeby za 10 minut znowu wracali, więc w tym czasie zacząłem opowiadać przeróżne historie dla zabicia czasu – o naszej historii znajomości, o kilku przygodach, o moich rodzicach, którzy dzień wcześniej obchodzili jubileusz 29-lecia małżeństwa… sam nie pamiętam ile tego czasu minęło w międzyczasie, ale pierwszy raz tak cieszyłem się na widok faceta jak wtedy, gdy na salę wszedł teść. Wówczas, już bez przeszkód, przeszliśmy do prezentacji filmu.
Czy można to było zrobić lepiej? Oczywiście, wystarczyło upewnić się czy wszyscy rodzice są w komplecie. Z drugiej strony, ponoć przemowa też się gościom podobała 😉

Zabawy weselne

Ten rozdział jest najbardziej zmiennym elementem imprezy, w zależności od upodobania młodych i regionu Polski. Dobrze jest wcześniej przeanalizować jakie zabawy będą pasować do naszych gości, a jakie lepiej sobie darować.

Nietypowe oczepiny

Zakładam, że nawet jak ktoś bardzo nie lubi zabaw, to jednak kilka zabaw oczepinowych warto wdrożyć, choćby wyłonienie „nowych młodych” poprzez złapanie welonu i muchy/krawata. 

Jeśli mamy sporo kawalerów/panien i dodatkowo lubią oni tego typu zabawy, to nawet zwykły rzut za siebie będzie fajną zabawą. Wg mnie, słabo to jednak wygląda, jeśli rzucimy „muchę”, spadnie ona na parkiet i nikt nie jest zainteresowany, by po nią sięgnąć. Można to więc urozmaicić:

Dla Pań: Bierzemy bukiet i przywiązujemy do nich tyle wstążek ile zainteresowanych panien. Później standardowo, dziewczyny robią kółeczko wokół Młodej, każda dostaje końcówkę wstążki do trzymania i gdy muzyka zagra, kręci się wokół młodej. Gdy muzyka ucicnie, młoda ucina 1 wstążkę, oczywiście oczy mając zasłonięte. Jak łatwo się domyślić, czynność powtarzamy do wyłonienia ostatniej „zwyciężczyni”.

Dla Panów: Tu słyszałem kilka wariantów, najciekawszy wydaje mi się z kluczykami. Przygotowujemy wcześniej szkatułkę zamykaną na kluczyk i chowamy do niej muchę. Kluczyk wsadzamy do pudełka (np. od zapałek) i przygotowujemy kilka innych, takich samych pudełek, zawierających niepasujące klucze. Kawalerowie, z każdym ustaniem muzyki, łapią 1 pudełko, a osoba, która je złapie, sprawdza czy klucz pasuje. Jeśli nie, odpadamy z gry. Rzecz jasna, wygrywa osoba, która złapie pasujący do szkatuły kluczyk.

Ogólnie planowane zabawy polecam przejrzeć i ubarwić, żeby bardziej pasowały do naszej rodziny/kultury itp. 

Czy zabawy wyszły z mody?

W tamtym roku usłyszałem taką tezę. Na weselu znajomych, którzy bardzo lubią weselne klimaty, była tylko zabawa oczepinowa. Bez woźnicy, przynoszenia papieru toaletowego na czas, tańców, przebierańców, ręki-nogi i różnych zabaw. Dowiedziałem się wówczas, że jest to już niemodne i że przez to dali sobie spokój. 

Wg mnie, w dzisiejszych czasach ciężko mówić o modzie, gdzie ludzie chcą być jak najbardziej oryginalni, niepowtarzalni i gdzie coraz trudniej o zaskoczenie gości czymkolwiek. Przez to w ogóle bym się nie przejmował modą. A jeśli stare, dobre zabawy bawiły mnie kiedyś, to będą bawić i w przyszłości. Gdybym robił wesele ponownie, na pewno zrobiłbym dodatkowe zabawy weselne.

Granice dobrego smaku

To jest jdyne kryterium, jakim starałem się kierować przy wyborze zabaw – żeby nie zorganizować zabawy, która będzie stawiała ludzi w niezręcznej sytuacji albo przekraczała czyjeś granice zabawy „ze smakiem”. Zdecydowanie odradzam więc konkurencje o wspólnym jedzeniu banana czy przebijaniu balona na kolanach.

Kwestia duchowa

Słowo mojego komentarza w popularnym pytaniu, co tak naprawdę się zmieniło po ślubie i czy branie ślubu kościelnego ma sens. 

Kilkukrotnie spotkałem się z podobnymi wątpliwościami wśród moich słabiej wierzących znajomych. 

Z jednej strony, wcale się nie dziwię. Kościół nigdy nie miał zbyt dobrej prasy, więc jeśli ktoś z różnych powodów nie lubi tej organizacji, a dodatkowo z wiarą też mu nie po drodze, to trudno znaleźć argument za ślubem kościelnym. Nawet mój autorytet jeśli chodzi o wiarę, w jednym ze swoich filmów (chyba tutaj albo w którymś Q&A) mówi o tym, żeby nie brać ślubu kościelnego, jeśli tego nie czujemy. Sam Kościół też tego nie ułatwia, nauki przedmałżeńskie, poradnia, dni skupienia, ankiety, spotkania, spowiedzi.. Jest trochę tego załatwiania… 

Z drugiej strony, jeśli nauki przedmałżeńskie byłyby jedyną dobrą okazją, by porozmawiać o chęci posiadania dzieci czy życiowych priorytetów, to w razie ewentualnych rozbieżności, lepiej wiedzieć o tym szybciej i w najgorszym przypadku rozstać się niż potem żałować.

Z pozytywnych aspektów przygotowań „duchowych”, bardzo podobały mi się nauki przedmałżeńskie u Dominikanów. Niesamowicie praktyczne przemyślenia związane z małżeństwem, nie tylko w ujęciu wiary.

Czy w naszym życiu coś się diametralnie zmieniło? Z zewnątrz niewiele, ot, obrączka na palcu. Wewnątrz jednak, zyskałem niesamowity spokój, coś co ciężko opisać słowami. Jeśli w zwykłym związku coś zaczyna się sypać, zaczynasz się zastanawiać, czy dalej warto to kontynuować. Stanowiąc 2 odrębne jednostki, działamy niby we wspólnym interesie, często z uwzględnieniem własnych interesów. Sam widzę jednak po sobie, że dopiero po ślubie byłem w stanie zmienić wiele nawyków na takie, które dają coś naszemu małżeństwu. 

Nie twierdzę, że nie mamy gorszych dni. Zdarzają się równie często jak przed ślubem. Myślę, że kluczem jest tutaj przestawienie myślenia z „czy ja chcę być z takim człowiekiem” na „co muszę zrobić, żeby razem było nam lepiej” i bez ślubu dla mnie byłoby to chyba niemożliwe.

Czy warto było szaleć tak?

Im dalej od ślubu, tym większym respektem traktuję temat małżeństwa jako naszego wspólnego dobra, a temat wesela jako imprezy jest dla mnie w tym momencie śmiesznie mały. Rozumiem przecież stres „młodych” przed pierwszym tańcem czy przysięgą, ale brutalna prawda jest taka, że niemal wszyscy goście, którzy przyszli się bawić, nie docenią dziesiątek godzin spędzonych na kursach tańca czy ciężkich wyborów krojów czcionek na zaproszeniu i winietce. Prawdę mówiąc, na każdym weselu na jakim byłem (a było ich już naprawdę sporo), bawiłem się doskonale i trzeba się naprawdę natrudzić żeby wesele okazało się być słabym wydarzeniem. Tak więc przede wszystkim, proponuję podejść do tematu tak bardzo na luzie na ile to tylko możliwe.

Teraz odpowiedź na pytanie: To zależy xD

Szczerze? Gdybym nie lubił tego typu imprez, to bym się nawet nie zastanawiał i nie robił hucznego wesela. Uroczysta kolacja z rodziną to byłoby więcej niż dość. Podobnie gdyby nie było mnie na to stać. Najgorszym pomysłem byłoby branie dużego kredytu tylko po to, żeby w jedną noc ugościć kilkadziesiąt osób i liczyć, że goście okażą się „warci zaproszenia”. A co jeśli nie? Zerwiemy kontakt z ciotką tylko dlatego, że dała za mało do koperty? Lepiej nie mieć takich dylematów i móc bawić się z gośćmi nie myśląc o ich pieniężnych prezentach.

W moim przypadku temat był prosty. Od zawsze chciałem duże wesele, podobnie jak moja żona i od zaręczyn (prawie 2 lata) oboje odkładaliśmy na ten cel skrupulatnie wyliczoną kwotę. Koniec końców nie uzbieraliśmy 100%, ale to już nie miało większego znaczenia. Ważne, że goście bawili się doskonale, a impreza skończyła się o 7 rano po długich godzinach jedzenia, picia, tańca i śpiewu. Bez wahania poszedłbym ponownie na takie wesele (tak jak na 95% wszystkich wesel na których byłem).

Życzę więc każdemu, kto dotarł aż na koniec tego wpisu, dużo cierpliwości i szczęścia w tym najważniejszym życiowym wyborze. A co do wesela… Jeśli naprawdę lubisz dobrą zabawę do rana i masz nieco pieniędzy do wydania, to niech ten dzień będzie jednym z piękniejszym w Twoim życiu!